Ardra.pl

U brzegów Polski. Część XIV.


31.10.2023

1-6 7-13 14-22 23-27 28-34 35-40 41-45 46-50 51-56 57-61 62-66 67-72 73-76

77. Klawikord Mochnackiego i 10 w skali Beauforta.

Dobrze byłoby, jakby każdy zdał sobie sprawę (w kilku prostych zdaniach) czym jest państwo i naród.
Państwo jest organem ekonomiczno-społeczno-kulturowo-prawnym, stworzonym przez wspólnotę ludzi żyjących na określonym obszarze geograficznym, złączonych wspólną historią; ludzi mówiących jednym językiem, wyznających zbiór podstawowych i ustalonych wartości pozwalających współistnieć w zgodzie oraz zdrowo się rozwijać - jako jednostki w społeczeństwie, którego są częścią.
Na społeczeństwo składa się zbiór jednostek, obywateli – zbiór będący narodem. Jednak faktyczny naród polski to tak naprawdę tylko najbardziej świadoma część społeczeństwa tworzącego państwo (najlepiej jednak, gdy na naród składa się 90% obywateli+, a nie np. 10-30% całości).
Od wieków, w społeczeństwach, główną częścią narodu są ci obywatele, którzy znają szeroko pojętą tradycję i kulturę związaną z własnym państwem; oraz w granicach dla siebie dostępnych czują odpowiedzialność płynącą z obywatelskiego współistnienia, jak i zdają sobie sprawę z gier i zależności politycznych, które istnieją na poziomie międzynarodowym. Dopiero dysponując taką wiedzą – nawet na poziomie małym lub średnim – obywatele mogą skutecznie partycypować w demokracji i wybierać skutecznych reprezentantów do służby publicznej.
Z kolei dziedzictwo kultury jest istniejącym przez dziesiątki pokoleń wzorcem, naturalnie kontynuowanym przez pokolenia następne - w przypadku Polski, ma ponad tysiąc lat.

Każde państwo i zamieszkująca je wspólnota narodowa, jest na poziomie ekonomicznym przedmiotem gry interesów podmiotów większych tj. większych państw, kolacji państw i wielkich korporacji, które próbują wywrzeć wpływ na podmioty mniejsze, poprzez uskutecznianie przeróżnych manipulacji, najczęściej finansowych. W taki sposób podmioty większe uzależniają od siebie stopniowo podmioty (narody) pomniejsze lub znajdujące się w kryzysie, aż finalnie pomniejsze tracą niezależność i suwerenność. Efektem tego jest to, że obywatele danego kraju, żyją na terenie swojego państwa, ale faktycznie znajdują się na terenie kolonii ekonomicznej obcych wpływów, ponieważ znaczna część zysków finansowych jest wyprowadzana do podmiotów większych. (Najzwyczajniej molochy doją ekonomicznie wszystko co tylko mogą; lecz, aby to zaistniało, grupka polityków sprawujących rządy w państwie w określonym przedziale czasowym, musi na to pozwolić).

Suwerenność oznacza ciągłą i nieustanną walkę, szczególnie w przypadku państw znajdujących się w położeniu niełatwym np. otoczonych przez większe mocarstwa lub quasi-mocarstwowe twory. (Czym innym jest położenie Polski, a czym innym Portugalii).
Podstawy te - z pozoru tylko oczywiste - muszą być powtarzane.

Obywatele utrzymują finansowo państwo w postaci różnych świadczeń i podatków. Politycy są grupą ludzi oddelegowanych w powszechnych wyborach przez społeczeństwo, aby służyli rozwojowi państwa; politycy są oddelegowanymi do pracy i utrzymywanych przez społeczeństwo urzędnikami.
Kapitałem narodowym jest m.in suma zasobów wytworzonych przez dany naród. Najcenniejszą ekonomicznie częścią społeczeństwa są mali i średni przedsiębiorcy, oni decydują o sile obywatelskiej i suwerenności narodu.
Więc mamy kraj, mamy kapitał narodu i mamy szeroko pojęty przemysł, można jednak żyć na terytorium własnego państwa, a ekonomicznie można być całkowicie podległym innym państwom i podmiotom. Na poziomie całej zbiorowości, jest to wtedy jedynie fikcja wolności i suwerenności.

W wyborach powszechnych, w znacznej części osoby nie mające pojęcia o sprawach okołopolitycznych i samej polityce - decydują o tym, kto ma rządzić państwem. Przemoc liczby bierze górę nad jakością. Problemem nie jest jednak pariokracja nazywana omylnie demokracją, problemem jest nieuświadomione i niezorientowane społeczeństwo.
W Polsce od 1989 roku mamy tzw. samowolę partyjną. Tymczasem z wysiłku wielu obywateli polski, korzystają obce wpływy.

..............

15.10.2023 roku odbyły się w Polsce wybory parlamentarne, przez pewną część społeczeństwa uważane za najważniejsze od 1989 roku, zatem odnotowano największą frekwencję wyborczą od tamtego czasu, głosowało niecałe 22 miliony obywateli.
Natomiast sam wynik wyborów ukazuje, że tzw. III RP mocno się trzyma.
Najwięcej głosów uzyskały partie nomenklaturowe, posiadające „własne” telewizje i dostęp do szerokiej prasy i opinii publicznej – czyli organów prasowo-medialnych oficjalnie popierających je na dużą skalę od lat (faktycznie w dużym stopniu sterowanym przez te partie); zatem posiadających wielki kapitał informacyjny, szczególnie w różnego rodzaju manipulacjach mało świadomymi obywatelami Polski - która to, po okresie hitleryzmu i stalinizmu prawie doszczętnie straciła elity państwowe.

PIS – 7,6 mln wyborców, KO (PO) – 6,6 mln wyborców. I są to liczby stałe, każda z tych partii ma swój elektorat i nic więcej. (Jest to jednak elektorat płynny, w dużym stopniu odcięty od informacji - głosujący na podmioty przedstawiane jako największe).

Jednak charakterystyczną cechą tych wyborów było to, że wszystko rozegrało się na planie drugim, ponieważ na planie pierwszym wedle gołych liczb, ani Jarosław Kaczyński nic nie stracił, ani Donald Tusk nic nie zyskał.
O wszystkim zadecydował „pojedynek” między Konfederacją (Prawicą) i tzw. Trzecią Drogą (Polska 2050+PSL) o około 4-6% wyborców niezdecydowanych, nowych - i ten pojedynek zaważył na kształcie przyszłego rządu i koalicji.
W sondażach przedwyborczych (cztery miesiące przed wyborami) Konfederacja mogła liczyć nawet na 14-15% poparcia w tzw. peaku, tymczasem spadło ono do 7% w wyniku finalnym. I nie były to sondaże sztucznie pompowane. Trzecia Droga zabrała całą pulę uzyskując 14,4% poparcia.
Faktycznie istniało ok. 5% wyborców tzw. antynomenklaturowych, którzy nie koniecznie są świadomi politycznie, i którzy mocno się wahali między partiami „z poza systemu” - czyli dwoma powyższymi, finalnie z różnych powodów stawiając na Trzecią Drogę.
Konfederacja przegrała z kretesem walkę o decyzyjność uzyskując tylko 18 mandatów - i w nowym sejmie nie znacząc prawie nic. Stała się pospolitym orbiterem politycznym. Natomiast Trzecia Droga z 65 mandatami decyduje o premierze i rządzie.
Zatem można powiedzieć wprost - Szymon Hołownia obsadził na fotel premiera Donalda Tuska.

I zasadniczo to tyle. III RP ma się w najlepsze, ponieważ w sejmie są wszystkie nomenklaturowe partie pochodzące – po różnych przeobrażeniach z 1989 roku: PIS, PO, PSL i Lewica.

Co niestety istotne (że ten ruch wypalił, co świadczy o słabej pamięci wyborców) Polska 2050 Szymona Hołowni (czyli nominalnie partia podająca się za nienomenklaturową) zaholowała z powrotem do mocnej decyzyjności najbardziej nomenklaturową partię w historii III RP – PSL (bezpośrednich kontynuatorów komunistycznego ZSLu, założonego w czasach Bieruta). PSL ma swój stan faktyczny poparcia na poziomie ok. 3-4%, tymczasem po wyborczych roszadach uzyskał 27 mandatów, czyli został całkowicie sztucznie dopompowany do ponad 8,5%, dzięki Polsce 2050.

Jest jeszcze tzw. Nowa Lewica, która uzyskała 8,6% poparcia - będąca połączeniem postmodernizmu-politycznego i postkomunizmu. Będąca zwykłą atrapą, partią nie-związaną w ogóle z polską tradycją w żadnym stopniu – atrapą polskiej lewicy. Może co najwyżej quasi-międzynarodówką. Myślę, że to jej „poparcie” jest mocno lotne, pomijając postkomunistyczne pozostałości, czyli elektorat „twardy”.
Prawdziwa polska lewica nie istnieje, a historią sięga pierwszej połowy XIX w. – Towarzystwo Demokratyczne Polskie (TDP) - byli to pierwsi europejscy skrajni demokraci i fanatyczni Polacy w jednym. Gdyby dzisiaj, w jakiejś formie odrodziło się takie ugrupowanie, kultywujące całą tradycję i przechwytujące postulaty obecnej lewicy modyfikując je, to tzw. atrapa lewicy zostałaby zdmuchnięta z planszy. Jednak nic takiego nie istnieje, a tzw. Nowa Lewica jest humbugiem różnych nurtów – działający również nieświadomie na rzecz Wielkiego Kapitału.
Polska jest nadal kolonią ekonomiczną obcych wpływów i dalej idzie to w zaparte.

Natomiast za przegraną o decyzyjność (lecz faktycznie nie przegrała, ponieważ trochę zwiększyła swój stan w sejmie - z 11 do 18 mandatów), i staniem się politycznym orbiterem, obecnej prawicy, czyli Konfederacji - w mojej opinii stoi pare rzeczy – przede wszystkim to, że nie zachęciła lotnego ok. 5% wyborców, którzy finalnie zdecydowali o tych 50-60+ mandatach i decyzyjności Trzeciej Drogi.
(Zapewne jednymi z powodów były: brak dojrzałości politycznej i spokoju, konflikty wewnętrzne - wręcz pokazowe, antagonizmy wewnętrzne wyszły spod kontroli do opinii publicznej, brak tzw. „figur” - a chodzi o Polskę a nie o stołki, brak wyważenia i pozytywnego przekazu, happeningi wyborcze – m.in. rozrzucanie pieniędzy z monopoly, latanie helikopterem, radykalizacja biologiczno-teologiczna oraz tzw. „prywatyzacja wszystkiego” - nic nie dały Sławku, a szkoda bo być może istniał cień szansy na powiedzenie w pewnym stopniu You shall not pass biurokratycznej chimerze;
z kolei partia założona w 2012 tzw. Ruch Narodowy, ma cały czas ok. 2-3% poparcia – niezmiennie od lat, więc co to za ruch narodowy? Raczej ruch prawicowy – jeden z wielu. Podobnie jak Korona Królestwa Polskiego, Grzegorza Brauna).
Przede wszystkim Konfederacja nie ma zaplecza medialno-prasowego oraz kulturowego programu, i to głównie zaważyło.

Trzeba również napisać o nowej prawicowej partii „znikąd”, całkowicie oddolnej, zarejestrowanej cudem w przeddzień zamknięcia list - a która uzyskała solidny wyniki (jak na to, że nikt o niej nie wiedział) - 350 tysięcy wyborców (aby wejść do Sejmu potrzeba lekko ponad dwa razy tyle).
Polska Jest Jedna (PJJ), stworzona przez prezydenta Siemianowic Śląskich, Rafała Piecha, partia o wyraźnym odcieniu zdrowej chrześcijańskiej prawicy, ludzi uczciwych, przedsiębiorców, tradycjonalistów, ale i osób - jak się zdaje - nowoczesnych w jednym. W Polsce potrzebne jest takie ugrupowanie - jeśliby miało dostęp do machiny-medialnej, to spokojnie może osiągnąć wynik na poziomie 10% (z wyborców m.in. PISu - który opanował media, i nawet specjalnie na wyborczą debatę nie zaproszono Rafała Piecha). Jest to partia wyraźnie chrześcijańska, i myślę, że w tych obecnych czasach - jest potrzebna.
Ugrupowanie, które nie wykorzystuje religii jako politycznego zaplecza, tylko działa zgodnie z wartościami chrześcijańskimi (i kościół w Polsce powinien ją oficjalnie poprzeć i promować, aby dotarła dalej).

A obecnie III RP trwa w najgorsze, premierem polski zostanie Donald Tusk, po raz trzeci, po tym jak Szymon Hołownia (i osoby, które stoją za tym projektem), zapisały się do nomenklatury, namaszczając go. Człowiek zasadniczo niezwiązany z żadnym z typowo polskich etosów, związany ze swoją karierą polityczną od samego początku tzw. III RP, kiedy jako nowicjusz polityczny brał udział m.in. w „nocy teczek” czyli obaleniu rządu Jana Olszewskiego. Jeden z założycieli Kongresu Liberalno-Demokratycznego (później z tzw. Unią Wolności), ludzi odpowiedzialnych w latach 90’ za wyprzedawanie polskiego kapitału zagranicznym podmiotom, w wielu przypadkach za cenę mniejszą od gruntów - marnotrawców potencjału polskiego przemysłu. Faworyt Niemców. Premier dwóch miernych rządów w przeszłości - o którego działalności rządu, jego własny minister spraw wewnętrznych, w 2014 roku, wypowiedział się słynnym tekstem ch*j, du*a i kamieni kupa. Osoba, która nie powinna już pełnić żadnej funkcji publicznej w Rzeczypospolitej.
Polsce zatem bezpośrednio grozi realizacja niemieckich planów geopolitycznych i utrata dalej suwerenności na rzecz Wielkiego Kapitału.

Znaczna część wyborców m.in. z młodego pokolenia, nie ma wiedzy o ludziach, których wybrano - wielu nie interesuje ani polityka, ani sprawy okołopolityczne, tylko codzienna rzeczywistość. Wybierano na podstawie „zasłyszanych” informacji w mediach nomenklaturowych. Często wybory traktując jak loteriadę. Masowa świadomość społeczna jest bardzo mała.
Wynik jest taki, że zamieniono ponownie Kaczyńskiego na Tuska (po raz trzeci). Natomiast Szymon Hołownia (i osoby, które za tym faktycznie stoją - czyli m.in. Michał Kobosko – człowiek związany z nomenklaturą) w pewnym sensie ucieka od głównej odpowiedzialności - jako osoba, która „namaściła” trzecią kadencję Donalda Tuska.

Jednak kiedyś w przyszłości, IV RP w końcu musi powstać, po tym jak wszystkie obecne partie odejdą w zapomnienie lub pójdą w skrajne oczyszczenie, bo co zapłonęło musi się wypalić.
Ideałem byłoby, jakby IV Rzeczpospolitą rządziły ugrupowania – narodowych liberałów (centrum), quasi-Towarzystwo Demokratyczne Polskie (lewica), frakcja chrześcijańsko(?)-liberalno(?)-narodowa (prawica). A nad tym stała Rada trzynastu (5+4+4).

78. za życia i po śmierci...

Ignacy Matuszewski, dwa tomy pism wybranych publicystyki politycznej pt. Nie ma wolności bez wielkości 1912–1942 oraz O Polskę całą, wielką i wolną 1943–1946, to lektury, które powinien czytać każdy zainteresowany sprawami polityki międzynarodowej, historii, ekonomii, gier interesów w czasach momentów wielkich zmian na świecie. Pułkownik był wielkim myślicielem i zacnym pisarzem. Piłsudczykiem i wielkim krytykiem post-piłsudczyków. Praktycznie większość z jego artykułów można tak naprawdę „studiować”. Często wracam do nich, szukając po spisie treści czegoś nowego, lub nawet otwierając na przypadkowych artykułach (zbiór pism to prawie dwa tysiące stron).
Bardziej zajmują mnie te dotyczące II wojny światowej i jej przedednia; w taki sposób pominąłem jeden z pierwszych - napisany przez ówcześnie dwudziestojednoletniego człowieka, w 1912 roku. Praktycznie wszystkie artykuły to publicystyka polityczna (pisana przez jednego z wybitniejszych polityków, publicystów - w cieniu II RP), a ten - który przytoczę we fragmencie poniżej – chyba jedyny nie dotyczy spraw polityki, brzmi jak iluminacja/przemyślenia mędrca helleńskiego lub dalekowschodniego guru. Zahacza o teorię ontologii, postrzegania, literatury, jakby mimochodem.

Dwie Prawdy (1912)

Przede wszystkim wybrałem nową stalkę. Bo ogromnie nie lubię przepisywać listu. Zdaje mi się zawsze, że tracę wówczas coś z bezpośredniości, że oczy, co spoczną na czarnych literach, będą je czytały tak spokojnie, jak się czyta słowo drukowane. Zdaje mi się, że w liście przepisanym „ja” ginę, a zostaje – autor. Dlatego starannie wybrałem stalkę - twardą i bez cienia. Musiałem ten list napisać wyraźnie. I chciałem pisać prędko, dopóki to co kipiało we mnie, mogło się jeszcze zmienić w słowa, zanim skrzepło w postanowienie, o którym się już mówić nie chce.
Pomimo gwałtowności uczuć, kiedy trzymałem już rękę nad czystym arkuszem, mimo woli oczy moje dostrzegały rzeczy, jakich się zwykle nie dostrzega. Zobaczyłem bardzo wyraźnie ukrytą w kosmatości włosa prążkę na czerwonym suknie mego biurka, pudełko zapałek, pokrowiec od okularów, kluczyk do szuflady (wiecznie wypadający – dlatego położony na biurku) i błyszczący nowy guzik z napisem for gentlemen. Co dziwniejsza, wzrok mój nie był martwym patrzeniem na przedmioty – ale wzrokiem „widzącym”. Świadomość i myśl były z nim razem. To, co wstrząsnęło mną przed chwilą, usunęło się jak gdyby w głąb, w jakiś ciemny zwój mózgu. Nie rozwiało bez śladu, ale wcisnęło gdzieś tak ukrycie, że czułem jeno niewyraźnie poruszenia w cieniu duszy. Cała uwaga wbrew woli pobiegła gdzie indziej; zogniskowała się na przedmiotach leżących przede mną. Szczególnie jasno i wprost boleśnie wbijała się w pamięć stal guzika. Napis wcięty w blachę jasnymi w świetle i ciemnymi pod światło sztrychami, błysk okrągły, spoczywający na środkowej wypukłości. Lśniący metalowy krążek, z ciemnym i wąskim pół sierpem cienia odcinającym go od sukna, wdzierał się przemocą – ranił obezwładnioną świadomość.
Wszystko, co było zewnątrz, było jednocześnie zbyt wyraźne. I choć obce – boleśnie wypukle trwało w oczach i w mózgu, przeszkadzając dostać się do czegoś ukrytego, czego pełna była cała moja istota. Czułem mocno, że to coś innego jest niezmiernie ważne, choć nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, co to jest mianowicie, a jednocześnie nie mogłem tam dotrzeć.
Toteż pierwsze słowa listu napisałem przemocą. Miał to być list, na który złożyło się wiele chwil upłynnionych, momentów dziwacznych, gdzie się coś zawiązało i rwało jednocześnie, gdzie niezrozumiałą, choć tyle mówiącą, była między nami rozmowa słów i oczu; miał wypowiedzieć wszystkie sny milczenia, jakie zapadało często razem z niewytłumaczonym uczuciem, że staje się wówczas coś, co się stać nie może. Kiedy szedłem do domu czułem nawał gotowych już zdań, które były prawdą i kipiały tak jak moja krew i łzy… Ale kiedy miały już się oderwać ode mnie, nie mogłem ich odnaleźć. Pamięć wysuwała mi tylko potrzaskane fragmenty, oddzielne części myśli. Były to zwroty bardziej efektowne. Oderwane od całości uczuć zdawały mi się martwe i nieznośnie obce. Były „nie te”.
A jednak musiałem zacząć (…)


..........
(Szczególnie jasno i wprost boleśnie wbijała się w pamięć stal guzika. Napis wcięty w blachę jasnymi w świetle i ciemnymi pod światło sztrychami, błysk okrągły, spoczywający na środkowej wypukłości. Lśniący metalowy krążek, z ciemnym i wąskim pół sierpem cienia odcinającym go od sukna, wdzierał się przemocą – ranił obezwładnioną świadomość. (…) Wszystko, co było zewnątrz, było jednocześnie zbyt wyraźne. I choć obce – boleśnie wypukle trwało w oczach i w mózgu, przeszkadzając dostać się do czegoś ukrytego (…)
Tak nawiasem, skojarzyło mi się to stwierdzenie powyższe z Edwardem Stachurą i jego poezją stosowaną).
..........

Istotnym i wartym przeczytania jest także długi esej (182 stron) pt. „Hiram” w poetyckiej klamrze. O literacko-politycznych żywiołach płk. Ignacego Matuszewskiego (1891-1946) autorstwa prof. Sławomira Cenckiewicza - uczonego, który opracował zbiór pism zebranych pułkownika.
Tekst przedstawia (zawierając liczne cytaty) m.in. znajomość publicysty z poetami - Kazimierzem Wierzyńskim i Janem Lechoniem, wspólnotę poglądów polskiej emigracji w USA podczas okupacji niemiecko-sowieckiej oraz stosunek ich do tzw. poetów komunizujących (głupotę, motywy i oportunizm niektórych byłych Skamandrytów), jak i beznadziejne położenie polityczne Polaków w tamtych czasach oraz walkę o prowadzenie mądrej polityki. Przeciwko Matuszewskiemu byli „wszyscy”, a przede wszystkim sowiecka agentura, więc „wojny” tej wygrać nie mógł, szczególnie, że Polska przegrała militarnie. Esej jest wart przeczytania przez każdego zainteresowanego owym okresem dziejów Polski.

Wiele „starych” motywów nadal do dzisiaj jest powielanych przez tzw. kosmopolitów, chociażby na przykładzie rozpadu grupy Skamander. Kiedy Lechoń w rozmowie z Karolem Rafałem Estreicherem, słusznie zarzucał poetom - dawnym towarzyszom tj. Tuwimowi i Słonimskiemu sprzeniewierzenie, które miało początek już w II RP.
Oni zniszczyli Skamandra, tępili wszystkich, odsunęli Skamandra od społeczeństwa, obudzili do niego nienawiść. Nie chciałem mieć z nimi nic wspólnego, przynajmniej po roku 1927, kiedy wyjechałem do Paryża. Proszę pamiętać, że moje stosunki z nimi stały sie bardzo luźne już na wiele lat przed wojną.... Zjechaliśmy się właściwie w Paryżu... Ale już wtedy raziło mnie wygadywanie na wszystko co polskie...
Tuwim (Polak pochodzenia żydowskiego) w 1946 roku wrocił na terytorium dawnej Polski, i staliniści sie nim wysłużyli. Motyw ten zaistniał również w przypadku kilku innych osób np. Władysława Broniewskiego itp.

79. Pan Adam abo mistrz Adam; Czerwone Korale, Po drugiej stronie lustra.

Adam Mickiewicz był jednym z głównych – a faktycznie tym głównym – twórcą/odnowicielem polskiej tożsamości narodowej, w czasach, gdy Polski nie było na mapie świata. Promował, proponował również Zachodowi słowiańszczyznę; m.in. w postaci wykładów wygłaszanych w Collège de France stworzył kanon literatury słowiańskiej, dał podwaliny dla przyszłych badaczy.
W wykładach paryskich (1840-1844), mówił przede wszystkim o Polsce, w pierwszym roku wygłosił ich 41. Naukę innych rozpoczynał od materiałów najwcześniejszych, a kończył na swojej teraźniejszości – szedł więc od Kroniki Galla Anonima, przez Jana Długosza, polskich humanistów, renesans, kontrreformację, barok, oświecenie, aż po współczesną sobie Nie-Boską komedię Krasińskiego. Analizował również filozofię europejską. Mitologię (słowiańską) omawiał w prekursorski religioznawczy sposób, jako poniekąd właśnie prekursor tej dziedziny. Było tego bardzo dużo, omawiał także polskich - najnowszych sobie - myślicieli m.in. Bronisława Trentowskiego. Wykłady, prawie 120, zebrane zostały w grube cztery tomy książek.

Wystąpienia prowadził niczym natchniony retor. Po pewnym czasie zaczęto mu zarzucać prowadzenie polityki i szaleństwo. Zatem na kontrolę wysłano francuskiego ministra oświaty Abla Françoisa Villemaina, który stwierdził, że - woli jeden wykład szalonego Mickiewicza niż nudne wykłady tuzinów profesorów francuskich. Finalnie jednak, pod wpływem presji otoczenia wykłady zostały zawieszone. Mickiewicz czasem przesadzał z metafizyką polityczną - zaczął realizować swoją polityczną misję niektórymi akademickimi wykładami.
Był także wielkim krytykiem anachroniczności nauczania kościoła katolickiego, przez co dwukrotnie trafił na indeks ksiąg zakazanych, zarzucał klerowi (z resztą słusznie) zatracenie ducha i podwójną moralność. Miał ogromny autorytet, zaczęto się go obawiać w różnych środowiskach (sam zaś uważał się za prawdziwego katolika - mówił o budowaniu duchowych kolumn, o obowiązku wspierania słabszych siłą swojego ducha, chciał, aby popiestwo przeszło na „jego” chrześcijaństwo).

Wieszcz całe życie jedną nogą znajdował się w świecie duchów, wcieleń, metempsychozy, cudów, Polski, Marii, tradycji, walki. Był w połowie w świecie innym - czyli był tam gdzie zasadniczo poeta być powinien, tam gdzie mało kto dociera (podobnie jak Juliusz Słowacki).
Mickiewicz przedstawiał/reprezentował „poezję jako działanie”, filozofię czynu, w myśl motta mocniejszy jestem: cięższą podajcie mi zbroję.

Całe środowisko emigracji polistopadowej stworzyło w ogromnym stopniu polski byt narodowy, nadając mu niezwykle unikatową formę, uszlachetniając go niezmiernie. Większość z tych ludzi żyło ogromnymi zrywami nadziei – nadziei na odnowienie utraconej ojczyzny.

Przez pewien okres życia związany był z towiańczykami – z „prorokiem z Litwy”, „mistrzem” Andrzejem Towiańskim, człowiekiem głoszącym m.in. wielkie pacyfistyczne hasła, ale utopijne. Stąd też niektórzy sceptycy zarzucają poecie „oczadzenie” towianizmem. Moim zdaniem niekoniecznie słusznie, pomimo, iż sam Towiański był postacią wieloznaczną, wiele razy przesadzał, lecz działał w dobrej wierze.
Mickiewicz w pewnym okresie (zanim się pokłócili) chciał Towiańskiego „wymyślić”, tak jak Platon „wymyślił” Sokratesa.

Wieszcz miał swój udział w dużym stopniu w tworzeniu polskiej tożsamości narodowej, ale samego Mickiewicza – co warto podkreślić – stworzyły w dużej części kobiety; poczynając od Matki Boskiej, za której wstawiennictwem – jak uważała Barbara Mickiewicz – miał zostać uratowany po tragicznym wypadku we wczesnym dzieciństwie. Później przez wiele innych m.in. Marię Szymanowską i Zinaidę Wołkońską - podczas „zsyłki” w głębi Rosji - dzięki którym się z niej „wydostał”.
Następnie, być może Konstancja Łubieńska miała decydującą rolę w „tym”, ponieważ zatrzymała go w drugiej połowie roku 1831; gdyby nie ona, prawdopodobnie zginąłby w ostatniej części wojny polsko-rosyjskiej (Powstaniu listopadowym), w którejś z końcowych bitew, zapewne na wałach Woli. Srebrzysta Konstancja jakby instynktownie rozumiała powagę sytuacji i uratowało mu życie.
Kończąc wiele lat później na Annie Xawerze Deybel, utalentowanej śpiewaczce operowej (niedoszłej), która zrezygnowała z dobrze zapowiadającej się kariery, aby dołączyć do towiańczyków i być pomocą domową u Mickiewiczów we Francji. „Mistrz” Andrzej zarzucał jej nieobyczajność mówiąc: Z siostrą Xawerą kiedy mówiłem, to miała oczy zakryte, inaczej z nią widzieć się nie mogłem. (...) Xawera, „księżniczka izraelska”, do wielkich przeznaczeń gotowa, dziś w spółce z piekłem (…) - magnetyzmem kusi, podbija. Mickiewicz żyjący w „trójkącie” z żoną i panną Deybel skonfliktował się z Towiańskim, co było jednym z wielu powodów zakończenia ich znajomości.

Lata 30’, 40’, 50’ XIX w. były okresem wielce politycznym, okresem próby odzyskania niepodległości, próby którą uskuteczniała polska inteligencja. Lecz dla poety był to (szczególnie lata 30’, ale później także) wiek męski, wiek klęski – liczne zmagania podejmowane do końca życia, zakończyły się śmiercią „polityczną”, podczas próby odsieczy Polsce. Życie więc się nie dopełniło.
Być może jest to sprawa dość subiektywna, ale chyba nie było w całym europejskim XIX wieku, większego poety od Mickiewicza, bo któż miałby to być?

XIX wiek to okres na tyle ważny, że stworzył - dał podwaliny pod II Rzeczpospolitą powstałą w 1918 roku, będącą również czasem, w którym urodziło się najlepsze pokolenie Polaków – bezwzględnie zniszczone przez nawałnicę niemiecko-sowiecką.
I gdzieś w epicentrum stalinizmu, w latach 1948-1949, wielu mogło sądzić, że nie przejdziemy do historii, że to koniec. Jednak nie pierwszy raz, ale kolejny, podniesiono się jak feniks z popiołów, ze zgliszczy. Pierwszym zaś były okopy, wały Pragi gdzie m.in. zginął ten, który jako pierwszy wprowadził poezję w filozofię czynu, polski Solon – Jakub Jasiński.

80. Kuźnica.

Polska kultura wysoka powstała z wczesnośredniowiecznego rycerstwa, czyli tych osób, który były w stanie się uposażyć w broń i konia oraz „coś” posiadały (uczeni, duchowni pochodzili także z tej warstwy). Niezależność uzyskiwano dzięki własności. Później to „coś” (czyli głównie ziemię) przekazywano potomkom wraz z wychowaniem. Pieczętowano się określonymi znakami, aby rozróżniać się m.in. na polu bitwy. Rycerstwo, później szlachta - była zobowiązana do stawania pod bronią w obronie Rzeczpospolitej. Uposażyć zarówno siebie samego, jak o swoje oddziały, chorągwie (jeśli ktoś takowe posiadał), każdy musiał sam. Pełne obywatelstwo wynikało głównie z możliwości obronnych względem własnej wspólnoty - czyli najpierw Polski-Korony, a później Rzeczypospolitej.

Niektórzy pełnoprawni obywatele zaistnieli w czasach wczesnopiastowskich, niektórzy jagiellońskich, polskim renesansie, niektórzy w XVII w., niektórzy w XVIII w., niektórzy w XIX w. Samą końcówką była II RP, kiedy wszyscy stali się obywatelami, pełnoprawnymi i świadomymi.
Wcześniej tzw. trzon kulturotwórczy oscylował między 8% a 25% całości społeczeństwa. Chociaż twórcami kultury wysokiej było tak naprawdę zawsze kilkadziesiąt osób, może kilka setek osób (i to zasadniczo w każdym narodzie), a czasem kilka osób.

Bardzo ważnym i prekursorskim okresem był dla Rzeczpospolitej koniec XVIII w. - wtedy to, dzięki stronnictwu reformistyczno-patriotycznemu z programem nakreślonym głównie przez Hugo Kołłątaja, sprawa narodowo-społeczna została szeroko wdrożona do zbiorowej świadomości ludności polskiej. Działania, które uskuteczniono przez siły postępowe, miały ogromny wpływ na przyszłość. Celem był szeroki zakres reform - mający wprowadzić zmiany, w przede wszystkim warunkach życia i pracy, produkcji; wychowanie i wykształcenie miały iść z duchem postępu oraz tradycji, akcentowano także konieczność edukacji powszechnej. Prawo miało być jednolite dla wszystkich.
Ówcześni reformatorzy wiedzieli, że siły duchowe i ekonomiczne narodu, decydują o jego samostanowieniu. Zabiegano więc o szeroką przemianę duchową wśród elit rządzących – co z resztą się udało, z finałem w latach 1791-1794, a faktycznie w 1794.
I RP otoczona była przez trzy wrogie armie, lecz istniała wiara w porozumienie z przeciwnikiem, a za tym wykluczenie używania siły militarnej-fizycznej, niestety była to tylko wiara. Dwa razy odpierano wrogie ataki (1792, 1794), dwa razy bezskutecznie.

W czasie Insurekcji narodowej, reformatorzy poruszyli drobną szlachtę i mieszczan, a następnie chłopów, dokonano dzięki temu jeszcze większego przewrotu umysłowego.
Kołłątaj pisał - Tam, gdzie idzie o dobro pospolite, niedbalstwo, nierozsądek i zdrada na jednej prawie szali kładzione być powinny, i gdyby nawet kto mógł w takim razie zrobić cud, a nie zrobił go, sprawiedliwie w oczach publiczności za winowajcę uchodzić może.
(Powtórzyć można - Tam, gdzie idzie o dobro pospolite, niedbalstwo, nierozsądek i zdrada na jednej prawie szali kładzione być powinny; wobec dzisiejszej warstwy decyzyjnej, tej istniejącej od 1989 roku, powinna zostać wprowadzona właśnie taka zasada).

Kołłątaj był wielkim politykiem, mężem stanu, najbardziej postępowym i patriotycznym w ówczesnej Polsce, a także jednym z lepszych piór tamtego okresu. III rozbiór niestety zniszczył wielkie przedsięwzięcie, które wprowadzano.
W trakcie samej Rewolucji polskiej, odegrało się również - nieszczęsne hamowanie reform przez stronnictwo związane z Kościuszką, a faktycznie przez samego Kościuszkę, który zaczął opóźniać wielkie plany. Rada Najwyższa Narodowa nie mogła rozwinąć swoich skrzydeł, które rozwinęła dopiero od września 1794.
(Z resztą, do dzisiaj utrzymywany jest mit Kościuszki, kiedy to podczas Insurekcji narodowej jego postępowanie było wstecznictwem, w porównaniu do tego co chciało wprowadzić środowisko radykalnych reformatorów).

Pomimo rozkawałkowania przez wrogie mocarstwa, czyn reform był na tyle wielki, że promieniował w przyszłość; a np. później w czasach rozegzaltowania napoleońskiej pychy, Polska zostałaby faktycznie odbudowana, gdyby zaistniało trochę więcej mądrości, i „na Moskwę” oddelegowano z koalicją napoleońską co najwyżej jeden korpus, zaś reszta wojska powinna zostać do zabezpieczenia kraju.

81.

Jakiś czas temu (2023) po ponad 500 latach, pierwszy raz przetłumaczono z łaciny na język polski oraz wydano Kronikę Polaków (Chronica Polonorum), autorstwa Macieja Miechowity (nakładem wydawnictwa Biały Kruk; ale takimi rzeczami – czyli dziedzictwem kultury – powinno zajmować się Ministerstwo Kultury, tymczasem jeszcze w dziejach tzw. III RP nie było ministerstwa, które działa całkowicie na rzecz Polski, raczej wszystkie to mniejsze lub większe niezorientowane atrapy partyjne, marnotrawiące publiczne środki).
Matthias de Miechow był polihistorem, lekarzem, astronomem, astrologiem - rozsławił swoim dziełem oryginalną Kulturę Polską wśród europejskich elit. (Dziwić może, że nikt wcześniej Kroniki na polski nie przetłumaczył, jako chyba ostatniego z „większych” dzieł klasyków historiografii polskiej).

Poniekąd podobnie rzeczy się mają z działalnością Joachima Lelewela - zmarłego 162 lat temu – żaden z polskich historyków uniwersyteckich przez ten czas, nie podkreślił jego roli w dziejach historiografii ogólnoświatowej. Lelewel był prekursorem refleksji nad teorią historii. Już w Historyce z 1809 roku, zawarł swoje poglądy i refleksje metodologiczne. (Skrupulatne badanie tego zagadnienia na tle epoki, to temat na habilitację, i może „coś” z tego wyniknie kiedyś, w końcu).
Np. praca-artykuł pt. Stracone obywatelstwo stanu kmiecego w Polsce (1846), jest jednym z takich prekursorskich dzieł - prekursorskim patrzeniem na określone zagadnienie, z czasów najwcześniejszych (pomijając wady, wszak ten rodzaj nauki wtedy się rodził).

Lelewel razem z Mickiewiczem, byli w Wilnie, w latach 20’ XIX w. prekursorami próby wymyślenia hasłowego oddziaływania na Rosjan - aby uwolnić ich od tyranów i samowładców, co zaistniało m.in. później, na wojnie roku 1831 w postaci hasła Za wolność naszą i waszą. Lelewel w latach 1815-1822 prowadził Tygodnik Wileński (naukowy), miał dostęp do szerokiej bazy źródłowej, a motywy pobrał (inspirował się) prawdopodobnie z haseł Gazety Narodowej Wileńskiej z roku 1794, w której pisano (również w postaci ulotek) liczne odezwy do Rosjan/Moskali – zaś autorem ich był głównie Jakub Jasiński, będący z resztą pierwszym inicjatorem (i to w czasie wojny) słownego oddziaływania na agresorów ze Wschodu (aby się opamiętali i oswobodzili z tyrańskich rządów).
Jeśli chodzi o Lelewela trzeba jeszcze wspomnieć, iż szczycił się, że Polska to wspólnota duchowa i obywatelska - a on sam nie ma ani kropli (biologicznej) polskiej krwi. Jego ojciec był Prusakiem Wschodnim, z rodziny austriackiej, miał pochodzenie również „krzyżackie”, matka zaś była w dużej części Rusinką. Spolonizowali się w 1768 roku, z czego był bardzo dumny.

W tym współistnieniu polsko-pruskim, motyw pokonania Niemców, „Krzyżaków” w bitwie pod Grunwaldem, był wielkim symbolem wieków dawnych. Był zwycięstwem cywilizacyjnym tolerancji nad przemocą. Niestety zwycięstwem niewykorzystanym, nie usunięto Zakonu ze słowiańskich ziem.
Wydarzenie to ukazało potęgę polskiego rycerstwa (jak śpiewał z głębin polskiego ducha w: Godła czyli chorągwie klasyk - kładę stopę w strzemię, z góry widzę ziemię, za mną reszta ciągnie, nad nami chorągwie).

Wtedy również wyakcentowano pieśń Bogurodzicę - symbol ten stał się jednym z elementów Polski. Chyba najładniejsze pieśni - zgodnie z tym motywem pisał młody Mickiewicz np. Hymn na dzień Zwiastowania N.P. Maryi – chociaż (raczej) faktyczną adresatką utworu (modelką) była inna osoba; oraz myślę, że na równi zacny utwór napisał Jan Lechoń pt. Matka Boska Częstochowska.
Warto także wspomnieć prymasa Stefana Wyszyńskiego, który po tym jak Polska straciła swoje elity w latach 1939-1953, wziął w wielkiej części odpowiedzialność na siebie, w „dźwiganiu” narodu z niewoli komunistycznej.
Odnowił w 1956 roku przymierze maryjne z czasów potopu szwedzkiego na Jasnej Górze.
Wyszyński był bardzo mądrym człowiekiem, pisał m.in. Praca nad uszlachetnieniem materii i wykorzystaniem ukrytych w niej mocy o tyle będzie spełnieniem przykazania Bożego danego w raju: „Czyńcie sobie ziemię poddaną” – o ile porządek materialny poddany będzie porządkowi duchowemu. Ta równowaga musi być zachowana. Człowiek, zdobywając panowanie nad materią, nie może poddawać się w niewolę porządku materialnego. Bóg mówi wyraźnie: „Czyńcie sobie ziemie poddaną”, a nie: stawajcie się niewolnikami ziemi, materii, wartości gospodarczych czy ekonomicznych. To nie ziemia ma panować nad nami tylko my nad ziemią. To nie materia ma nas wziąć w niewolę, ale my musimy ją opanować i uszlachetniać. (w: Warunek; Myśli, wyznania, refleksje).

Obecnie z perspektywy globalnej jest całkowicie odwrotnie, natomiast polityka, czyli rzecz kluczowa to gra w liczmany i puste orzechy.

Centralistyczny moloch unijny ma się dobrze – myślę, że istnieje cień szansy na naprawę tej chimery sterowanej przez Niemców, ale tylko jak stracą oni tam decyzyjność. Nie wiem jednak jak ma się to stać, skoro III RP idzie w najlepsze, a jedną z większych, głównych ulic Warszawy jest - Aleja Armii Ludowej (czyli jednostek w dużej części zbrodniczych – „III RP”).

Część XV (82-87)